piątek, 6 października 2017

Bushcraftowo #19


Poranek spędzony w lesie, to świetny pomysł na rozpoczęcie weekendu!
Zapraszam.




W zeszłą sobotę wstałem o siódmej rano i pół godziny później, już byłem w drodze do lasu.
Temperatura wahała się w okolicach 4 stopni, więc było dość chłodno.
Bardzo ucieszyłem się tym, że czuć już specyficzny zapach zimowego powietrza, który według mnie świetnie pasuje do klimatu leśnych podróży.


Wyszedłem jakąś godzinę po wschodzie słońca, następnym razem wyjdę, kiedy jeszcze będzie ciemno, ponieważ nie ma nic lepszego niż stopniowo rozjaśniające się niebo, mgła nad polami
i kropelki rosy osadzone na każdej roślinie. Zimą dochodzi do tego biały puszek i szron, coś pięknego.


Będąc tutaj godzinę później nie mógłbym podziwiać takiego widoku.


Po 25 minutach marszu dotarłem do lasu, czas zacząć przygodę!


W lesie teraz jest bardzo dużo grzybów, zresztą sezon na grzyby w pełni, więc co się dziwić :)
Niestety nie umiem zbierać grzybów, nie znam się na tym, więc ich nie ruszam, mam nadzieję kiedyś się tego nauczyć, bo jest ich pełno, tylko trzeba wiedzieć które można jeść...


Samotne wyprawy do lasu mają zupełnie inny klimat, można się zrelaksować i odciąć od świata.


Znalazłem dobre miejsce na rozbicie obozu, rozwiesiłem hamak i położyłem się. Przez jakieś 20 minut leżałem i słuchałem ptaków, których o dziwo jeszcze dużo, pomimo niskich temperatur.


Jedyne czego mi teraz brakowało, to książki, bo warunki były naprawdę świetne! Czasami warto wyjść do lasu i po prostu poleżeć, z dala od cywilizacji.
Już wiem co będę robił za rok przed maturą :)


No, ale przecież nie poprzestanę na zwykłym leżeniu!
Czas nadać obozowi prawdziwego klimatu i zebrać drewno na ognisko.


Wspomnę tylko, że nigdy nie palimy ognisk podczas suszy i zawsze zabezpieczamy teren dookoła jeszcze przed rozpaleniem.
Dodatkowo, do lasu wcale nie trzeba nosić wielkich toporów i gigantycznych noży, miałem przy sobie tylko jeden niewielki nóż, który użyłem tylko do otwarcia jedzenia, a ognisko zostało w pełni przygotowane bez użycia jakichkolwiek narzędzi, a przypomnę, że ostatnio były naprawdę konkretne deszcze.
Da się?
Da się, tylko trzeba chcieć.


Ogień jeszcze się nie pojawił, a już czuć ten klimat :)


W końcu można się porządnie ogrzać, może nie jest piekielnie zimno, ale przy ogniu zawsze przyjemnie spędza się czas.


Cudownie...
Przydałoby się coś zjeść, bo jestem bez śniadania.


Niestety nie wziąłem dzisiaj kiełbasy, rozpaczałem przez 5 minut, a później wyjąłem gulasz węgierski z racji żywnościowej Arpol i podgrzałem ją na żarzącym się drewnie.


Na przystawkę chleb z miodem i szprotkami (oczywiście osobno) i obowiązkowo herbata przygotowana na ognisku.


Smacznego :)
Jednak dużo bardziej wolałbym tę kiełbasę, ale cóż... 


Spodziewałem się grzybiarzy, ale o dziwo w lesie nie spotkałem nikogo.
Niestety pojawiły się nowe śmieci...
No trudno, niektórzy śmiecą, a ja potem latam z workiem i to zbieram, lubię zbierać śmieci w lesie, w końcu to my jesteśmy tu gośćmi i powinniśmy zostawiać las taki jaki był przed naszym przyjściem.


Przy okazji, tak wisząc na hamaku od Lesovika testuję nowy system zawieszenia SMUK.


Zamiast linek, SMUK daje nam do dyspozycji taśmy, karabinki i specjalną cięciwę, które połączone w całość znacznie poprawiają komfort hamakowania, ale o tym będzie w osobnym poście.


Las sam nawet przypomina, że nie używamy tutaj elektroniki! :)


Będę się zbierał na spacer po lesie, później nad rzekę i do domu, dlatego zalewam ognisko wodą, pamiętajcie, żeby zawsze to zrobić.
Wszystko wydaje się być mokre, ale tak naprawdę niewiele potrzeba do spowodowania pożaru.


Zgodnie z zasadą "Leave No Trace", staramy się zamaskować naszą działalność przed opuszczeniem obozowiska, zacieramy ślady i zostawiamy miejsce tak jak je zastaliśmy.


Jesienne kolory zaczynają powoli się pojawiać, lecz na razie większość drzew jest zielona.


Idąc przez las napotkałem coś takiego!
Jestem nawet pewny, że to Szmaciak Gałęzisty, grzyb zwany "kozią brodą". Bardzo mnie to ucieszyło, bo to pierwszy grzyb, który na pewno był jadalny, szczególnie, że rósł pod dużą sosną, a inna jego nazwa to Siedzuń Sosnowy.
Jest pod ścisłą ochroną, więc nie zbierałem go, a pokusa była duża, pierwszy samemu zebrany grzyb, ale wolałem go zostawić, niech sobie rośnie.


Przeszedłem na drugą stronę lasu, gdzie znajduje się polanka na zboczu wzgórza. 
Widać stąd całą okolicę i parę miejscowości dalej, lubię tutaj przychodzić i patrzeć w dal.


Niedługo nie będzie tych wszystkich roślin, więc warto się nimi nacieszyć.


Wyszedłem z lasu i skierowałem się w stronę rzeki, a tu taka nieprzyjemna niespodzianka - budują mi coś pod lasem!
Szkoda, bo żeby dojść do rzeki trzeba było jedynie przejść przez pola, więc trasa nie traciła na klimacie, a przez jeden budynek straci na całej dzikości.


Przy rzece chodził Pan z wykrywaczem metalu, więc stwierdziłem, że nie będę go straszył i podejdę do rzeki od innej strony.
Obserwowałem go przez jakieś 20 minut z krzaków, w sumie ciekawe musi być takie hobby :)
Nad rzeką byłem tylko na chwilę i nie mam zdjęcia.


Kolejna przykra sprawa - paśnik się przewrócił, pewnie po ostatnich silnych wiatrach.
Następnym razem jak będę z kimś, a nie sam, to go postawimy z powrotem na nogi!


Wracając, znalazłem muchomora.


Tak w zasadzie, to nie jednego, a ze dwadzieścia. Tylko kilka zmieściło się na zdjęciu.
Oczywiście trujących grzybów nie niszczymy, stanowią pożywienie dla dzikich zwierząt!


I tak właśnie wygląda najlepiej spędzony sobotni poranek!
Porządnie ubrudzone buty po kilku godzinach leśnego "relaksu" :)


Dochodzi godzina 13, a ja już wiem, że uśmiech mi z twarzy nie zejdzie przez cały weekend :)

Czasem warto wstać wcześnie i zrobić coś ciekawego!
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz