Po długiej przerwie noc w lesie jest jeszcze bardziej ekscytująca.
Zapraszam!
Wyruszyliśmy w południe nastawieni na masę błota i wilgoci po ostatnich deszczach, ale las był wyjątkowo suchy.
Już na samym początku przywitała nas sarna, która mało przejmowała się naszą obecnością, niestety nie byłem w stanie zrobić wyraźnego zdjęcia.
Po drodze widzieliśmy bardzo dużo sarnich legowisk, na niektórych były nawet resztki sierści.
W lesie humor od razu się poprawia :)
Paśnik pełny, nowy blok soli też gotowy na przyjście zwierząt.
Po długim wybieraniu miejsca na obóz, w końcu jesteśmy gotowi, plecaki wiszą na wypadek deszczu w nocy.
Czas się przejść!
Bajkowy wąwóz, to miejsce zawsze jest piękne, chociaż w lecie bardzo zarasta.
Poprzewracane drzewa już dawno porosły mchem.
Sosnowe lasy są bardzo specyficzne, nie są bardzo wilgotne, ale za to są bardzo wysokie i skrzypią nawet przy najmniejszym wietrze, więc trzeba się przyzwyczaić.
Ku naszemu zdziwieniu, tam gdzie powinien być spory brzozowy lasek, nie było nic.
Szkoda, tyle drzew wyciętych w pień i do tego dość niechlujnie...
Jest w tym kilka plusów, można wziąć trochę suchego drewna na ognisko.
I do tego dużo kory brzozowej, czyli chyba najlepszej istniejącej rozpałki (oczywiście naturalnej), do tego zebrana bez szkodzenia drzewom!
Kuba rąbie drewno, a ja jak zwykle zajmę się gotowaniem :)
Witam w moim królestwie!
Leśna kuchnia, to jest to!
Makaron zjedzony, więc znowu się przejdziemy, tym razem dalej...
Najpierw udaliśmy się nad rzekę, nad nią zawsze można się zrelaksować, a czasem i wymyć, ale to przy dłuższych wyprawach.
Postanowiłem, że przeprawimy się przez rzekę i pójdziemy przed siebie.
Usadowiliśmy się na malutkiej polance na skraju wzgórza, widok był przepiękny.
Małe ognisko (dobrze zabezpieczone przez rozprzestrzenianiem się) i czas zwolnił, a raczej przyspieszył, porozmawialiśmy chwilę i nie zauważyliśmy, że zaczyna robić się ciemno.
Trzeba wrócić przed zmrokiem i przygotować obóz do nocy, w lesie w nocy jest naprawdę ciemno...
Po chwili układania drewna, ognisko zapłonęło i zaczął się udzielać ten cudowny klimat leśnego ogniska w lesie.
Czas na najlepszą część każdej wyprawy.
Kiełbasa!
Teraz czas na dłuższą opowieść.
Siedzimy przy ogniu, dookoła nie widać nic, tylko płomienie rzucają delikatną łunę i dają upragnione ciepło. Nie używamy latarek, żeby przyzwyczaić oczy do ciemności. Nagle w lesie rozległ się stukot, ale nie pojedynczy. Cała wataha dzików biegła przez las, dużo razy widziałem dziki, ale nigdy nie było sytuacji w której miały przewagę. Tutaj nie widzieliśmy nic, stukot zaczął się nasilać, a dziki chrumkały i kwiczały. Największym zagrożeniem byłoby to, że mogły nas nie zauważyć i po prostu stratować. Szybka ewakuacja na hamak i nadzieja, że zauważą ognisko.
Przebiegły z głośnym kwikiem jakieś 20-30 metrów od nas, wspaniałe przeżycie.
Dziki raczej omijają ludzi, tak jak inne zwierzęta, ale co innego, kiedy biegną w grupie po ciemku, nie myśląc o niczym.
Przez jakiś czas jeszcze było je słychać, ale już normalnie chodziły, więc można było znowu siąść przy ognisku.
Las nas wita... :)
Ognisko zawsze wciąga...
Herbata robiona na ognisku zawsze smakuje inaczej.
Dobranoc!
Kolejny dzień oznacza kolejne wyzwania i kolejne przygody, które czają się za każdym rogiem.
Było świetnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz