Genialny wypad!
Pustynia Błędowska jak i nasza największa i najwspanialsza wyprawa.
Zapraszam!
Ekipa:
- Kamil (ja)
- Kuba
- Hubert
- Mirek (mój tata)
Na zdjęciu widoczna jest połowa pustyni. |
Taki widok z Czubatki przywitał nas z rana, na początku naszej wyprawy.
Pogoda dobra, ponieważ nie pali słońce, a deszczu nie ma, więc na razie jest super.
Zdjęcie, jakbyśmy nie wrócili czy coś :)
Tata robił, ale o nim nie zapominajmy.
Pierwsze wrażenie to... "jak my przez to przejdziemy?".
Pięknie!
Cisza, spokój...
Jak na razie mamy idealne warunki do wędrówki.
Planujemy dostać się do lasu między pustyniami i przejść przez rzekę.
Za Białą Przemszą (rzeka), rozbijemy obóz.
No i jest tata.
Może nie dorównywał nam sprzętem, ani wiedzą teoretyczną w tej dziedzinie, ale na pewno w praktyce wypadał lepiej przez swoje doświadczenie.
Cóż, to kwestia wieku :)
Krótki postój i rozeznanie kierunków.
Gotowe!
Ruszamy dalej.
Idziemy i idziemy, ale wcale nam się nie nudziło.
Na pustyni jest bardzo duża różnorodność terenu i zwierząt.
Żuczek pilnuje lasu :)
Weszliśmy w las...
... w końcu!
Piasek jest super, ale źle się po nim chodzi.
Sezon na borówki miał już swój szczyt kilka tygodni temu, ale jeszcze coś zostało, więc można się najeść :)
Uwaga na zapadliska!
Hubert w końcu znalazł swoją królewnę :)
Sporo tutaj żab, naprawdę sporo.
Piękna jaszczurka znaleziona przy bagnach.
Ee...
Nie tędy mieliśmy iść, bo czuliśmy się jak na jakiejś misji w Wietnamie, ale mieliśmy nadzieję, że w końcu dotrzemy na miejsce!
Zaczął padać deszcz...
Wszystko mokre, ale jest ogień!
To chyba najważniejsze.
Kiełbasa i można bawić się dalej.
Znaleźliśmy nasze miejsce na stałe, więc teraz tylko trzeba się przygotować.
Pada coraz mocniej, a ognisko rośnie w siłę.
Tak prezentuje się pustynia od strony północnej.
Wszystko zostało wykarczowane!
Bomba :)
Obóz gotowy!
Hubert i ja na hamakach pod tarpem, Kuba pod nami na ziemi, a tata zbudował sobie szałas.
Super szałas, bo materiały były tak łatwo dostępne, że było mu gorąco w nocy, a zrobił go w jakieś dwie godziny.
No i mamy dużo czasu do nocy.
Strzelaliśmy się z procy szyszkami (boli bardzo...!), zagraliśmy w podchody i poszliśmy się "przejść". Spacer trwał 4 godziny...
Tam, to jest dopiero głucha cisza...
Znowu doszliśmy do południowej części pustyni.
Po lewej stronie widać wieżę na Czubatce (stamtąd wyruszyliśmy).
To zdjęcie zrobione jest z wydmy w Chechle.
Tutaj jest już więcej cywilizacji, lecz znikoma ilość ludzi :)
Chwila odpoczynku.
Trochę zabawy nie zaszkodzi...
Nie chodzi tu o perfekcyjne przewroty od razu mówię.
Mieliśmy po prostu się turlać :P
Kamil - ja
Hubert
Kuba
Kamil - ja
Hubert
Kuba
Wróciliśmy na styk, bo już przy obozie było ciemno.
Wszystko gotowe i teraz tylko siedzieć przy ognisku i rozmawiać :)
To samo zdjęcie, tylko bez lampy doświetlającej.
Szałas taty od środka.
Szczelny jest i to bardzo!
Już niedziela rano.
Cudowna pobudka, pośrodku dziczy, po prostu genialnie!
Śniadanko.
Żeby nie było, do kiełbasy za każdym razem był chleb, musztarda.
Oprócz tego jedliśmy ryż z sosem, sushi (taa...), kisiel, zupki w proszku, wędzone kurczaki, słodkie bułeczki, pasztety, szynkę i wiele innych :)
Poszło około 12 litrów wody z czego ponad połowę zużyliśmy na jedzenie i masę herbaty jak i kawę dla taty.
Chyba cenne znaleziska...
Szczególnie to największe :)
Ktoś wie co to dokładnie jest?
Kierunek Czubatka!
Wracamy...
Niestety!
Panorama dla chętnych, ostatnie chwile na środku pustyni!
Od wieży spod której wyruszyliśmy dzieliła nas już tylko stroma zabójcza górka, ale udało się, dotarliśmy do auta i niestety skończyła się nasza pustynna przygoda.
Mam nadzieję, że powtórzymy tą wyprawę w tym samym składzie, bo takich emocji nie dostarczyła żadna poprzednia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz