piątek, 23 lutego 2018

Bushcraftowo #22 - Turbacz zimą


Ferie zimowe, to idealny czas na wyjście w góry, szczególnie z dziewczyną...
Zapraszam!
Razem z Oliwią od dłuższego czasu mieliśmy pójść w góry, najpierw wybór padł oczywiście na Tatry, lecz jak wiadomo w zimie jest to coś zupełnie innego, więc ostatecznie ruszyliśmy na Turbacz.
Znajduje się w Gorcach i ma 1310 m n.p.m., co będzie świetnym szczytem dla Oliwii, która wcześniej nie chodziła po górach, trzeba zaczynać stopniowo :)

Od razu zapraszam na film z wypadu, on zawsze lepiej oddaje klimat:


O godzinie 4:40 pobudka, a o 5:20 siedzieliśmy już w tramwaju.


Niestety, nie mając auta lub poza sezonem motocyklowym dojazd na miejsce (do Nowego Targu), wymaga wstawania bardzo wcześnie, bo wyruszenie na szlak później niż o 9 trochę mija się z celem w okresie zimowym, ale także poza nim.


Po dotarciu do Nowego Targu, musieliśmy jeszcze dostać się na początek szlaku (Kowaniec, około 5 km od centrum). Przez całe wyjście jedliśmy wcześniej przygotowane kanapki :)


Jakby ktoś chciał dotrzeć tam gdzie my, to linia nr 12 będzie idealna.


Planujemy wyjść na Turbacz zielonym szlakiem od Kowańca, a wrócić żółtym, w to samo miejsce.


Wysiedliśmy przy kościele, czyli dokładnie na początku szlaku, bo można podjechać jeszcze dalej, ale to trochę oszustwo :)
Od teraz zaczęła się cała przygoda, zapraszam na film: Bushcraftowo - Turbacz zimą <---- "klik".


Po olbrzymiej odległości 300 metrów zrobiliśmy sobie jednak przystanek na herbatę, żeby rozgrzać się i "wyluzować" przed wędrówką.


Jeszcze zdjęcie, gdybyśmy mieli nie wrócić... :)
Oczywiście żartuję, zdaję sobie sprawę z tego, że Turbacz, to spacerowa "bułka z masłem", lecz tak jak mówię, nie chciałem, żeby Oliwia zraziła się, a dzięki temu chętnie ciągnie mnie w góry z powrotem.


Po jakimś kilometrze asfaltową drogą mijamy stok narciarski "Długa Polana", idealne warunki do jazdy, pusta trasa i dopisująca pogoda.


Po jakimś czasie szlak zaczyna się zwężać i prowadzi przez wioskę. Od stoku narciarskiego idzie z nami pies i szedł tak jeszcze przez naprawdę spory kawałek szlaku, jakieś 20 minut.


W końcu skończył się asfalt i zaczyna się prawdziwy szlak, na drogowskazie widnieje napis "Schronisko PTTK Turbacz 1 godzina 45 minut", jednak jest to czas letni, trzeba jeszcze wziąć pod uwagę śnieg...


Na ten gorczański szczyt idzie się bardzo charakterystycznym szlakiem. Ścieżka składa się z kamieni, które wystają pod różnymi kątami, co bardzo utrudnia wędrówkę, lecz w zimie na szczęście nie czuć tego utrudnienia, bo jest pokryte śniegiem.


U podnóża góry nie ma jeszcze bardzo dużo śniegu i jest widno, im wyżej tym atmosfera robi się lepsza i bardziej "przygodowa". Według mnie nie ma co mówić czegoś w stylu "to nie żadne góry, tylko spacer!", bo każde miejsce jest piękne w inny sposób i wiadomo, że Gorce mają inny klimat niż Tatry.
Każde wyjście w góry traktuję jako przygodę, wtedy dostarcza dużo więcej frajdy i jest dużo lepszym przeżyciem.


Zielony szlak jest bardziej stromy, ale za to krótszy od innych. Początek nas nieźle zagrzał, jest tutaj stromiej niż w wielu miejscach w Tatrach.
Umiejętne ubieranie się w góry, to podstawa. Zawsze znajdą się osoby, które na siłę będą zmuszać nas do założenia ton niepotrzebnych grzejących bluz i golfów. Jest to duży błąd, w góry najlepiej mieć wcześniej sprawdzony zestaw ubrań, w którym jest nam "na styk" do panujących warunków, nie powinno być nam za ciepło, tylko tak na granicy. Do tego w plecaku powinna znaleźć się awaryjna warstwa ubioru, która przyda się przy nagłym załamaniu pogody, lub dłuższym postoju.


Bardzo ważna jest też jakość ubrań, niestety wiele osób i tak będzie się kłócić, ale niestety nie mają racji. "To za mało, musisz założyć coś ciepłego". Chodzi mi o ubrania termoaktywne, których "magii" nie da zrozumieć się bez doświadczenia tego na własnej skórze. Pamiętajmy, by zakładać je bezpośrednio na ciało, żadnej warstwy pod nie, na to najlepiej polar, a na sam wierzch dopiero najgorszej jakości ubrania.
Po prostu, żeby pouczać jak się ubierać i chodzić w góry, trzeba po pierwsze - chodzić po górach.


Po drodze doładowywaliśmy sobie energię czekoladą, czyli klasycznie :)
Kiedyś pod Świnicą spotkałem się z panem, który oprócz czekolady miał daktyle, także to też ciekawa przekąska.


Kawałek za miejscem pamięci św. Maksymiliana Kolbego, zrobiliśmy sobie przystanek.
Herbata jest kolejnym zimowym "must have" w górach. Najlepsza będzie czarna z cukrem, bo doda nam dużo energii.
My mieliśmy nie herbatę, a napar malinowy, bo Oliwia nie lubi czarnej herbaty, ale to nie była żadna ekstremalna wyprawa, więc samo rozgrzanie wystarczało.


Świetnie jest być w cudownym miejscu z jeszcze cudowniejszą osobą :)


Bardzo charakterystyczną cechą tego szlaku jest to, że w tych partiach do Bukowiny Waksmundzkiej, przy ścieżce jest pełno chatek i małych domków.
Aż chciałoby się mieć taką i przyjeżdżać raz na jakiś czas zimą...


Co tu dużo mówić o klimacie, było bajkowo i bardzo śnieżnie, w wyższych partiach warstwa śniegu miała około metra, a zaspy na pewno jeszcze więcej!


Dodatkowo szlak, którym idziemy ma numer 5 w serii szlaków "Chodźcie na Turbacz" i kolor pomarańczowy, jednak nie można mylić tego z zielonym PTTK.


Doszliśmy na Bukowinę Waksmundzką, zajęło nam to więcej niż planowaliśmy, ale szliśmy na spokojnie i po śniegu. Bardzo przydatne były by raczki, czyli takie małe raki. Nakłada się je na buty, mają takie małe szpilki, które poprawiają stabilność na szlaku.

Zapraszam na film, on zawsze oddaje dużo emocji: Bushcraftowo - Turbacz zimą <---- "klik"


W tym miejscu zrobiliśmy krótką przerwę, jest to punkt rozpoznawczy dla naszej wędrówki, jesteśmy już za połową.


Tutaj rozciągałby się piękny widok, ale wszystko zasłania mgła, która im wyżej tym bardziej pokrywa horyzont.


Według nas miało to swój cudowny klimat, ponieważ tworzyło to uczucie innego świata, oderwanego od Ziemi, coś jakby zupełnie obcy mikroklimat zimowy.


Przed nami najbardziej stromy odcinek szlaku, gdzie naprawdę dobrze jest mieć raczki, było trochę śmiechu, trochę się ślizgaliśmy, ale ostatecznie udało się pokonać wzniesienie.


Po kolejnych minutach marszu, trafiliśmy w bardzo ładne miejsce, coś w rodzaju polanki, a raczej taki dół z pięknym widokiem (gdyby nie ta mgła) i świetnym klimatem! Polecam każdemu wyprawę w zimie, bo to niebywałe doświadczenie.


Jesteśmy już przy Wisielakówce, w tym miejscu łączymy się z żółtym szlakiem, którym zamierzamy wrócić.

Zapraszam na film: Bushcraftowo - Turbacz zimą <---- "klik"


Do schroniska zostało nam już tylko 20 minut.


Zrobiliśmy jeszcze postój na kabanosy i herbatę. Na szczęście śnieg był zmrożony, bo inaczej, to byśmy stali w nim, aż po pas :)


Przed samym schroniskiem schodzimy z szerszego szlaku i idziemy w górę wąskim traktem.


Do kilku godzinach dotarliśmy do schroniska, lecz nie wchodzimy do środka. Chcemy zdobyć szczyt, a nie tylko najeść się.


Ze schroniska na wierzchołek Turbacza jest zaledwie 15 minut drogi przez zaśnieżony las.


W końcu dotarliśmy na szczyt!
Na górze miało być pięknie, miało być widno, a tu nic z tego, wszędzie mgła, ale co zrobić, tutaj mamy chociaż taki mikroklimat innego świata :)
Niestety widok psuje masa wyciętych drzew wokoło...


Na punkcie geodezyjnym jest tablica z koordynatami i innymi informacjami na temat Turbacza.


Drzewa oblepione są śniegiem i lodem, a nie tylko posypane nim, więc wyglądają świetnie!
Nie ma co się temu dziwić, ponieważ było około -6 stopni C.


Pod schroniskiem stał quad (Kawasaki Brute Force 750) z gąsienicami, jeździłem kiedyś identycznym, ale nigdy z gąsienicami, ciekawa sprawa, musi być super na śniegu!


W tym miejscu jest świetny punkt widokowy ze schroniska na Tatry, jednak my widzieliśmy tylko "mleko".


Uwielbiam to schronisko, jestem już tutaj któryś raz, ale pierwszy w zimie i jest to zupełnie co innego! Klimat tego miejsca wzrasta wielokrotnie, naprawdę muszę kiedyś wybrać się tutaj na noc, poranek w schronisku z widokiem na Tatry (lub mgłę), a wszystko pokryte śniegiem byłby bezcenny.


Nie wiedziałem nawet, że jest tutaj pole namiotowe, które kojarzy mi się trochę z jakąś himalajską bazą wyprawową :)
To kolejny mój cel, w maju lub czerwcu, albo wrześniu, pojechać tutaj i spać w hamaku na polu namiotowym!


W schronisku było bardzo pusto!
Byłem tutaj zawsze w wakacje, kiedy nie dało się nawet usiąść, a teraz może dwa stoły były zajęte.
Na początek rozgrzaliśmy się gorącą czekoladą z bitą śmietaną... Pycha!


Ja zamówiłem jak zawsze placek po zbójnicku, a Oliwia kotleta z oscypka, było oczywiście bardzo smacznie, jak to zawsze na Turbaczu.
Naprawdę nie chciałem stąd wychodzić, nie dlatego, że nie miałem siły, tylko jest tu tak pięknie
i klimatycznie, że aż chce się tu zostać na noc, następnym razem tak zrobimy.

Zapraszam na film: Bushcraftowo - Turbacz zimą <---- "klik"


Wyszliśmy już ze schroniska i kierowaliśmy się żółtym szlakiem w stronę Bukowiny Miejskiej.
W serii szlaków "Chodźcie na Turbacz" jest to numer 8, tropem niedźwiedzia brunatnego.


Według nas, zielony szlak był dużo bardziej dziki i miał w sobie to "coś". Tutaj mamy szeroką trasę, po której można nawet na nartach bez problemów zjechać, wkoło jest pięknie, sama droga też cudowna, jednak brakuje tej dzikości :)


Po drodze minęliśmy kaplicę, w której w sezonie letnim odbywają się normalne msze. 


Chyba nie ma nic lepszego niż msza w takiej atmosferze, a nie w ciasnym kościele...


Zaczął lekko sypać śnieg, spodziewaliśmy się tego.
Najważniejsze, że pomimo warunków, widać uśmiech na twarzy, taki widok dodaje motywacji :)
Cieszę się, że udało mi się "zaszczepić" u Oliwii miłość do gór!


Postój na słodkie jedzenie.


Jesteśmy już przy Bukowinie Miejskiej i zostało nam już naprawdę niewiele do przejścia, jeszcze półtorej godziny.


Teraz zaczyna się chyba najlepszy etap naszej wędrówki!
Szlak jest tak stromy, że można bez problemu ślizgać się na butach, ale nie tak lekko, tylko normalnie, że nie da się potem zatrzymać :)
Świetna zabawa! Dzięki temu nadrobiliśmy planowany czas o 20 minut!

Zapraszam na film, tam jest nagrane całe zjeżdżanie, razem z piękną wywrotką:


Jak mówiłem, szlak jest szeroki, ale ośnieżony las, to coś świetnego, a do tego Oliwia :)


Kolejny drogowskaz, tutaj powinniśmy iść 45 minut, a przeszliśmy to w 25, a tak naprawdę przejechaliśmy na butach.


Warto wybrać się w takie miejsce raz na jakiś czas, chodzenie po górach oprócz ciała wzmacnia także duszę...


Po jakimś czasie ścieżka znów zmieniła się w dziki szlak.


Po 30 minutach wyszliśmy z lasu i ponownie postawiliśmy nogi na tym przeklętym asfalcie, po którym zawsze bolą nogi...
Teraz przed nami około półtora kilometra drogi i będziemy na przystanku.


Po 20 kilometrach doszliśmy na przystanek, poczekaliśmy dłuższą chwilę, bo przez te zjazdy "zjechaliśmy" dużo szybciej niż przewidywany czas i zabrał nas autobus, później na dworzec autobusowy i do Krakowa.

Podsumowanie

Turbacz, to naprawdę świetna góra, dla osób, które chcemy zarazić, ale nie zrazić klimatem gór.
Nikt nie powinien paść tutaj ze zmęczenia, choć kawałkami można poczuć ten przyjemny wysiłek. Jest to góra, w lecie bardzo przyjazna dzieciom już nawet kilkuletnim, które mają naprawdę świetnych rodziców, jeśli zabierają je na takie wyprawy, wspomnienia zostają do końca życia.
Zimą jest to coś zupełnie innego, widoki jak z bajki, wszędzie pięknie i biało.

Jeszcze raz zapraszam na film, nie jest długi, a oddaje emocje dużo bardziej niż zdjęcia:

Polecam wszystkim wybrać się na Turbacz, szczególnie całą rodziną, jest to świetna alternatywa dla nudnego spaceru!
































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz