Dzisiaj zrecenzuję amerykańską rację żywnościową MRE prosto z USA.
Zapraszam!
Amerykańska racja żywnościowa Meal Ready to Eat (MRE) jest dostępna już od 1975 roku. Ostatnio stała się najbardziej rozpoznawalnym prowiantem wojskowym tych czasów, mówiąc racja, większość widzi właśnie ją, ale czy miano najbardziej popularnej racji wiąże się także z jej smakiem i wartościami odżywczymi?
Zaprezentuję dzisiaj dwa menu spośród 24 dostępnych, jadłem ich jeszcze więcej, co pozwala mi ocenić ją nie tylko po jednej z wielu zawartości zestawów.
Opakowanie
Gruba folia, z której zostało wykonane jest bardzo wytrzymała, a w nowszych racjach na górnej części znajduje się specjalne otwarcie, więc nie potrzebujemy żadnego noża, by dostać się do środka.
Menu 13
Zawartość jest charakterystyczna i trudno pomylić te opakowania z prowiantem innych krajów. Wszystko także popakowane jest w grubsze folie, więc nie ma stresu, że coś będzie uszkodzone.
W tym menu dodatkowo zawartość była w plastikowym woreczku.
W tym menu dodatkowo zawartość była w plastikowym woreczku.
Na sam początek idzie budyń waniliowy.
Opakowania są bardzo dobrze opisane, wszędzie jest instrukcja jak przygotować dany produkt, jednak nie zgadają się jednostki, wszystko jest tutaj w uncjach płynu, ale w racji jest specjalny woreczek z podziałką, więc nie ma z tym większego problemu.
Możemy zalać go ciepłą lub zimną wodą - wiadomo - nie zawsze żołnierz ma czas grzać wodę.
Jeśli chodzi o smak, to jest dość nietypowy, a przynajmniej nie jest identyczny do "szablonowego" smaku budyniu waniliowego jaki znamy z Polski. Jest także dość słodki, ale przyjemnie się go je i to jest najważniejsze!
Kolejnym "daniem" jest mieszanka rodzynek z orzechami.
*od razu mówię, nie, to nie są moje ręce :) W jedzeniu pomagała mi - jak zawsze - moja dziewczyna, Oliwia*
Jest ich naprawdę dużo, ale tutaj po prostu tak jest, dania wcale nie są tylko na spróbowanie, naprawdę trochę tego jest.
Przejdźmy do głównego dania, zazwyczaj to ono jest najciekawsze w całej paczce.
W menu 13 jest to tortellini serowe z pomidorowym sosem. Całość składa się z trzech rzeczy: kartonik, podgrzewacz chemiczny i posiłek sam w sobie.
Na podgrzewaczu mamy dokładną, prostą instrukcję używania.
Po kilku użyciach takiego podgrzewacza będziecie umieli aktywować go z zamkniętymi oczami, wszystkie działają tak samo.
Nie podobało mi się to, że folia nie chciała rozerwać się pomimo fabrycznych nacięć, więc były one bezużyteczne, bez noża się nie obyło...
Szkoda, że nie ma tutaj saszetki z odmierzoną ilością wody do podgrzewacza, jak jest w naszych polskich racjach Arpol.
Po około 15 minutach mamy ciepłe, wręcz gorące jedzenie, na które zawsze trudno się doczekać!
(Trzeba tylko dobrze zalać podgrzewacz wodą, bo inaczej słabo się grzeje)
Jeśli chodzi o smak, to nie jest to górna półka, na pewno do francuskiej racji nie ma co tego porównywać, lecz to zupełnie inna klasa, co najważniejsze, francuska racja RCIR jest racją stacjonarną (do obozu/koszar), a ta idzie raczej na front, ma być pożywna, a niekoniecznie pyszna.
Wyczuwalne są tutaj przyprawy w klimacie prowansalskich, lecz trudno doszukać się czegoś jeszcze, jest to dość dobre, ale z pochwałami bym nie przesadzał.
Kolejne idą krakersy.
Co tu dużo o nich pisać...
Smakują zwyczajnie, naprawdę nie wiem co o nich napisać, są cieniutkie, suche i łatwo się łamią.
Zawsze otwierając MRE mam nadzieję, że znajdę tam masło orzechowe z USA!
Tutaj bezkompromisowo - pycha!
Tutaj mała rada ode mnie, mianowicie warto przed jedzeniem czegokolwiek z racji, przejrzeć całą zawartość i podzielić posiłki na pakiety. Niektóre rzeczy po prostu warto połączyć z innymi, tak jak na zdjęciu masło orzechowe z krakersem. Bez tego, zjemy suche krakersy, a później trudno będzie przełknąć dużą ilość samego masła.
W każdym MRE znajduje się napój izotoniczny w proszku. One naprawdę świetnie działają, przy mojej wakacyjnej wyprawie 1,5 litra izotonika z racji zastąpiło mi 4 litry wody. Na zdjęciu widać także ten woreczek z podziałką w uncjach płynu. Co najlepsze, worek ten można podgrzewać.
W ten sposób można zagrzać dowolny napój używając podgrzewacza z zestawu.
W ten sposób można zagrzać dowolny napój używając podgrzewacza z zestawu.
Jeśli chodzi o smak, to nie jest to wcale słodkie, nie mylcie tego z przesłodzonymi napojami, zazwyczaj gazowanymi, czuć tutaj nawet lekko słony smak, mamy tutaj pełno elektrolitów, których zadaniem jest nawodnienie naszego organizmu, a nie zalanie cukrem.
W każdym zestawie jest mniejszy pakiet dodatków takich jak: sól, cukier/słodzik, kawa, chusteczki/podpałka, chusteczka nawilżona, gumy, śmietanka do kawy i wiele innych w zależności od menu (nie wiem czy jest to przypisane do menu na stałe, czy dodatki przydzielane są losowo).
W tym numerze (13) dodatkowo był sos a'la tabasco.
Warto zauważyć, że nie ma tutaj herbaty, co w europejskich racjach żywnościowych byłoby nie do pomyślenia :)
W MRE znajdziemy chusteczko-podpałkę, która wręcz wspaniale łapie iskry z krzesiwa!
Dowód :)
Menu 19
Menu numer 19 oferuje nam kompletnie odmienną zawartość, tak naprawdę tylko opakowania i podgrzewacz się powtarzają.
Pierwszym daniem są dwa placki tortilli.
Całość jest szczelnie zapakowana, więc pomimo tego, że trochę na świecie te placki już są, nadal nie przestały być miękkie i smaczne, zupełnie jak te dostępne w sklepie.
Tak jak mówiłem wcześniej, warto najpierw przejrzeć zawartość, bo znajdziemy tam ser z kawałkami bekonu, który zajeżdża chemią, ale jest dość smaczny i pasuje do tortilli, a przede wszystkim zapycha.
Tutaj nie będę pisał wszystkiego dokładnie, bo kartonik i podgrzewacz opisałem już przy okazji 13 menu, a to dokładnie to samo. Na zdjęciu widać dwa opakowania z głównymi daniami, ale tak naprawdę jedno z nich, to deser, który warto podgrzać, będzie wtedy dużo lepszy.
Beef Patty Jalapeño Pepperjack, czyli po naszemu wołowy burger/mielony z papryczkami jalapeño i serem dojrzewającym pepperjack.
Wygląda mało zachęcająco, wiem :)
Jeśli chodzi o smak, to tutaj nie ma do czego się przyczepić, nie jest to francuska racja żywnościowa, gdzie tamte dania można jeść na co dzień i są po prostu pyszne, ale nie jest to niedobre.
Co innego konsystencja, jest to po prostu dość dziwne. Według mnie w MRE najlepiej brać menu z różnymi gulaszami, makaronami i rzeczami z sosem, mięso zazwyczaj jest dziwne, nie umiem znaleźć na to innego określenia, bo wcale nie jest to ohydne.
Do "mięsa" dodałem trochę ostrego sosu a'la tabasco z menu 13, za którymi bardzo nie przepadam, bo są na bazie octu.
Doszliśmy do momentu, w którym popełniłem błąd, nie pomyślałem i mogłem mięso wsadzić do tortilli, dodać sera z bekonem, ewentualnie ketchupu i musztardy i stworzyłoby to dużo lepszą całość, dlatego tak jak mówiłem, warto pomyśleć co zjeść z czym, bo te zestawy robione są z głową.
Deser do podgrzania, o którym wspominałem wcześniej, to tzw. cherry blackberry cobbler, czyli taka czereśniowa konfitura, ale nie tak bardzo słodka, tylko własnie idealnie do jedzenia.
Owoce są wyczuwalne i nie mają formy papki, więc wszystko super :)
Kolejną rzeczą na słodko jest ciasteczko owsiane w wersji XXL :)
Bardzo mi smakowało, jest bardzo kruche, ale za to pyszne!
Przypominam o zorganizowaniu zawartości w zestawy i zamiast zjeść czereśnie same, warto połączyć je z ciastkiem, ja później pokruszyłem je i wrzuciłem je do czereśni, warto eksperymentować.
M&M's wszyscy w Polsce znają, jest to bardzo miłe zobaczyć coś tak bliskiego "normalności" w racji żywnościowej, a myślę, że tym bardziej dla żołnierza, który może dzięki temu poczuć się lepiej. Czasem można spotkać tu snickersy i inne znane batony.
Oczywiście tutaj też znajduje się napój izotoniczny w proszku, który można przygotować w specjalnej torebce.
Tutaj mamy coś na wzór znanej Fanty, tylko jest to mniej słodkie.
Czas na kawę i śmietankę, które są w każdym zestawie.
Kawa ze zdjęcia (w różnych racjach są różne), nie była bardzo gorzka, a także nie była całkiem czarna, trochę prześwitywała, a po dodaniu małej ilości cukru (nie dają dużo cukru do zestawów, za to w menu 13 był słodzik, który według mnie bardzo psuje smak), była idealna do picia jako czarna kawa.
Oczywiście nie spodziewajmy się bogatego bukietu smaków, ale nie jest źle, naprawdę!
Po dodaniu śmietanki osiągamy słodki kawowy napój, wszystko w porządku :)
W menu 19 miałem także jako dodatek ketchup i musztardę, więc użyłem je do tortilli.
Musztarda była bardzo kwaśna.
Trochę informacji
Jedno MRE nie jest całodniowym wyżywieniem, zawiera około 1250 kcal, czyli mniej więcej połowę dziennego zapotrzebowania.
Są różne warianty takich racji żywnościowych, na przykład First Strike, której zawartość jest gotowa od razu i nie wymaga podgrzewania, takie zestawy przeznaczone są na samiutki front.
Jest wersja zimowa, do krajów z niskimi temperaturami, gdzie składniki są tak dobrane, by nie zamarzały, co utrudniłoby jedzenie.
Tak naprawdę traktuję MRE amerykańskie jako atrakcję i czasem kupię je ze względu na ciekawe dodatki, lecz główne dania nie są warte wielkiej uwagi, po prostu nie są najlepsze.
Plusem chemii zawartej w tej żywności i sposobowi pakowania jest to, że taki produkt wytrzyma długi czas po upływie daty ważności - sprawdzane 5 lat po terminie na własnej skórze, a przez niektórych nawet po dłuższym czasie.
Cena
Na serwisach aukcyjnych takie racje można dostać za 20 zł, co sprawia, że są jednymi z najtańszych jakie można dostać.
Zalety
- cena
- wytrzymałość
- długo zdatne do spożycia
- dodatki
Wady
- smak niektórych potraw
- wygląd niektórych potraw :)
- nienajlepsza jakość jedzenia
Podsumowanie
Amerykańska racja żywnościowa MRE, jest bardzo ciekawą propozycją dla wszystkich tych, którzy chcą spróbować czegoś nowego, lub potrzebują jedzenia na swoje wyprawy, jednak uważam, że nie jest to najlepszy wybór i na rynku znajdziemy dużo lepszych racji w podobnej cenie.
Pamiętajcie, że to nie jest zrobione by próbować tego w domu i narzekać, w terenie naprawdę wszystko smakuje lepiej, szczególnie po dużym wysiłku.
Warto sprawdzić jak wygląda i smakuje amerykańska racja żywnościowa, szczególnie dla ciekawych dodatków!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz