Podczas przerwy świątecznej wybrałem się z Kubą na noc do lasu, ale tym razem pod pałatkę.
Zapraszam!
Las przywitał nas jak zwykle, surowe, ale przyjemne warunki - coś co lubię.
Chcieliśmy znaleźć nowe miejsce i spać bardziej dziko pod pałatką.
Ślady saren były dosłownie wszędzie, a zimowy las, może nie jest tak melodyjny, ale za to wszędzie jest pełno zwierząt.
Kilka saren przebiegło i od razu zrobiło się raźniej :)
Brak zieleni, to oczywisty znak zimowego lasu, szkoda tylko, że śniegu też brak...
Znaleźliśmy dobre miejsce, osłonięte i mało widoczne, to ważne przy spaniu na ziemi, musimy przemyśleć czy nie zaleje nas woda, lub nie przewieje wiatr.
Plecaki czekają na wyładunek i rozkładanie obozu.
Niebo pięknie wygląda, słońce świeci i jest mało chmur, a przez to mało czuć tą ujemną temperaturę.
Wiatr kołysze koronami drzew...
Aktywność zajęcy też jest wyraźnie zauważalna... :)
Obóz rozbity, a trochę drewna na ognisko już zebraliśmy, trzeba pamiętać, że bardzo wcześnie robi się ciemno, a wtedy wszystko jest trudniejsze.
Tak jak wspomniałem, w zimie jesteśmy bardzo widoczni, więc warto zastosować trochę naturalnego kamuflażu, w celu ukrycia obozu, ja ułożyłem gałęzie i to wystarczy.
Jak to dobrze jest być znowu w lesie!
Na razie na szybko, więc na kuchence gotujemy ryż.
Trochę ryżu, trochę kiełbasy i przyprawy, u mnie większość stanowił granulowany czosnek.
Zbudowaliśmy sobie taką ściankę przed pałatką, żeby osłonić się przed wiatrem, który mocno daje się we znaki.
Chwila roboty i gotowe, wystarczy wbić kilka porządnych kijków głęboko w ziemię, i wyłożyć czymkolwiek, my jeszcze upchaliśmy dziury liśćmi dla pełnej izolacji.
Miało być spanie na dziko, ale jak to ludzie, lubimy sobie upraszczać, z drugiej strony dobrze jest ćwiczyć takie umiejętności, przecież o to w tym chodzi, zrobić coś z niczego.
Nigdy nie widziałem tak dużych korzeni!
To zdjęcie dla wszystkich, którzy myślą, że drzewo kończy się przy ziemi, a to właśnie pod nią jest najobszerniejsze.
Tuż przed zmierzchem wybraliśmy się na przechadzkę, najpierw do wąwozu.
Był podmokły, błotnisty (choć zmrożony) i pozawalany, czyli jak zwykle.
To jedno z moich ulubionych miejsc...
Można się tutaj zaszyć i po prostu podziwiać widoki.
Bardzo lubię to miejsce, zawsze robi wrażenie.
Mój sprzęt nie robi dobrych zdjęć po ciemku, ale nic na to nie poradzę, w każdym razie, kocham to miejsce!
Szkoda, że rzeka nie jest w lesie, ale to tylko kawałek drogi.
Nad rzeką jest jak zwykle cicho i spokojnie, szkoda tylko, że ta krakowska łuna na niebie jest tak widoczna...
Wracając zebraliśmy jeszcze trochę suchych gałęzi na rozpałkę.
Warto sobie radzić.
Latarka przyczepiona klipsem o gałązkę od zawsze służy mi jako obozowa lampa, którą mogę kręcić w każdą stronę.
Szybka herbata, ale jeszcze nie na ognisku, bo planujemy jeszcze raz pójść w tamto miejsce.
Zostawianie ognia bez opieki nie jest mądre...
Ułożyłem już ognisko, wystarczy tylko jeden płomyk i wszystko powinno się ładnie rozpalić, drewno też gotowe, więc można iść.
Żebyśmy mogli zlokalizować w jakiś sposób obóz, zostawiliśmy powieszonego tzw. glowsticka, który jest dobrze widoczny w ciemnym lesie.
Pierwszy raz w lesie z czołówką Olight, dostałem ją od Pauliny na święta i jest świetna!
Ciemność, ciemność i jeszcze raz ciemność :)
Czas na relaks...
Można chwilę posiedzieć, pomilczeć i pomyśleć w ciemności i w ciszy, nasłuchując zwierząt, które przez cały czas chodzą po lesie.
No i znowu zwierzęta.
Na moje niewprawione jeszcze w tropienie oko, to sarna.
Tutaj nieźle wieje, czas na herbatę i tym razem też bez ogniska ze względów bezpieczeństwa...
Tutaj wszędzie jest sucha trawa!
W końcu ognisko...
Filmik dla wszystkich tych, którzy nie mają czasu na ogniska, a przecież każdy je uwielbia :)
No i to dopiero można nazwać obozowiskiem.
Kiełbasa z ogniska!
Mniam.
Tak wygląda wszystko już ze śpiwora, ja śpię prawię na zewnątrz ze względu na ciepły śpiwór, Kuba ma gorzej, więc będzie w tylnej części pałatki.
Przysunąłem ognisko i tak, jest tak blisko przy mnie, ale jest zabezpieczone i kontrolowane, ma się ledwo palić, ale za to długo.
No i tak przygotowani, idziemy spać.
Dobranoc!
W nocy, dużo zwierząt chodziło i podchodziło pod obóz, las skrzypiał.
Rano obudził mnie zapach ogniska.
Kuba (jakimś cudem) nie obudził mnie rano, wychodząc z pałatki i rozpalił ognisko.
Nie ma nic lepszego niż pobudka i już palące się ognisko.
Herbata i czas się zbierać.
Najważniejsze jest, żeby nie zostawić po sobie ani śladu, nawet nie ze względu na zwierzęta, ale na to, że nie chcemy, aby nasze miejsce zmieniło się w bazę tutejszych pijaczków...
Nocowanie przy ogniu w pałatce, to coś zupełnie innego niż hamak, warto to powtórzyć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz