Dzisiaj wraz z Kubą wybraliśmy się zwiedzać zapomniany kamieniołom Liban.
Zapraszam!
Jak widać, rozpocząłem nową serię.
Kolejne teksty z Urbex'a będą się pojawiać dość rzadko, ale żeby nie robić chaosu i ogólnego zamętu, zrobiłem taki osobny dział.
Odwiedziliśmy dzisiaj opuszczony kamieniołom na którego terenie znajdował się podczas II Wojny Światowej obóz koncentracyjny "Liban".
Przez obóz przeszło około 2 tysiące osób, podczas likwidacji, większość więźniów uciekła, a reszta została rozstrzelana na miejscu.
Założenie całego kamieniołomu datuje się na rok 1906.
Zacznijmy więc podróż w przeszłość!
Wszystko zaczyna się przy kopcu Krakusa, gdzie codziennie dużo ludzi podziwia panoramę miasta.
Kraków faktycznie prezentuje się ładnie (akurat tutaj widok, na elektrociepłownię, ale cóż...), ale...
... wystarczy się odwrócić, żeby zobaczyć szczyty wież Libanu.
Panorama z kopca dla chętnych.
Schodząc trochę ze ścieżki, naszym oczom ukazuje się ten widok.
Sam w sobie robi wrażenie, a myśląc co tutaj się działo...
Na dole naprawdę można poczuć niezłe emocje.
Schodzimy.
Po chwili natrafiamy na dość duży budynek.
W środku dużo graffiti i miłosnych wyznań...
Czy to na pewno odpowiednie miejsce na miłość?
Zeszliśmy na dół, wszędzie jest sporo zamarzniętych jeziorek - jeszcze kilka lat temu, te tereny były zalane i bagniste.
Czysta woda.
Droga donikąd...
Przerażające uczucie.
Ułożona została z nagrobków żydowskich, ale na szczęście na potrzeby nagrywania filmu Lista Schindlera.
Z gąszczu wyłaniają się już cztery sławne wieże.
Miejsce splamione krwią, oj warto tutaj przyjechać, nie trzeba się wspinać jak my zaraz, ale chociaż obejrzeć.
Ogrodzenie zostało wybudowane na początku lat dziewięćdziesiątych, na potrzeby filmu.
Po chwili, na samym dole kamieniołomu znajduje się kruszarka, która jest w bardzo dobrym stanie.
Oczywiście trzeba zachować pewną ostrożność, ale tutaj wszystko jest w miarę stabilne.
Czas na wspinaczkę, kruszarka na oko ma... 6-9 metrów wysokości (oczywiście do tej platformy gdzie się stoi), a ze wspinaczką nie ma większych problemów, wszystko dobrze się trzyma i jest dużo miejsc do chwytania się.
Na górze czuć atmosferę obozową, ale też kryje się dość duża (a nawet ogromna) nuta post-apokaliptyczna.
Tak wygląda jeden ze zsypów kruszarki od środka.
Można bez problemu przejść na drugi budynek kruszarki, po belkach, które zostały, bo blachy pomiędzy nimi już się rozpadły.
Tutaj trzeba już trochę bardziej uważać przy chodzeniu, ale nie jest źle.
Bez rękawic nie polecam się tutaj wybierać.
Ja swoje ulubione M-Pact'y zostawiłem w domu (to był taki spontaniczny wypad, co widać po moich spodniach), ale Kuba mi swoje pożyczył, ogólnie bez nich mało zrobicie.
Czas schodzić, warto mieć na taki wypad przynajmniej kilka dłuższych godzin.
Cztery potężne piece, które widać już z kopca, z bliska robią wielkie wrażenie.
Obstawiam, że mają jakieś 20-30 metrów, ale nie jestem pewien.
Nie było ich tutaj podczas wojny, zostały wybudowane na początku lat siedemdziesiątych, do wypalania wapienia.
Tutaj chyba najbardziej udziela się ten słynny klimat post-apo :)
Nie byłbym sobą, gdybym do środka tego pieca nie wlazł.
Widok od środka jest naprawdę świetny.
Piękne widoki pieców z klifu.
Ten budynek, jak i ten z samego początku, pamiętają jeszcze czasy dawnego obozu i są już bardzo stare, niestety też zaśmiecone.
Wśród śmieci znaleźliśmy popularne puszki prepersa...
Szkoda tylko, że "nasi" śmiecą.
W górnym rogu budynku jakby ukryty pokój, widać, że mniej zaśmiecony.
Zauważyłem go, przez gwóźdź wbity między cegły (pewnie do łatwiejszej wspinaczki), trzeba tam uważać, są kruche deski, a też do wejścia, trzeba być trochę sprawniejszym - jeśli nie dasz rady, nie warto się wciskać, bo spaść stamtąd na te ostre przedmioty nie będzie przyjemnie.
Z tyłu budynku jest więcej pomieszczeń, wszędzie śmieci, ale można o nich nie myśleć.
Jest co oglądać i jest nad czym myśleć...
Wysokość jest super.
Gorzej jak się spada :)
Tak wygląda widok z ostatniego pieca, nie da się do niego dostać normalnie, tylko z sąsiedniego.
Kruszarka od góry...
Wydaje się malutka!
Góra pieca.
Specjalnie zdjęcie jest mocno "podrasowane".
Nie mogłem się powstrzymać, klimat post-apo jest tam mega wyczuwalny, a to zdjęcie dobrze to obrazuje.
Trzeba bardzo uważać!
Piece są w bardzo złym stanie, a właściwie schodki, ja chodziłem tutaj tylko po belkach (w powietrzu), to i tak lepsze niż po schodach...
Jak się poleci, to nie ma czego zbierać, więc naprawdę uważajcie, schodki się sypią przy dotyku.
Piękna okolica, szkoda, że tak przeklęta...
Za piecami są (chyba) dwa duże silosy, ale przy piecach to mały pikuś :)
Silosy są dość solidne, więc nie ma problemów z zawaleniem się.
Widok od środka.
Na silosy wchodzi się znanymi spiralnymi schodami, są dość stabilne.
Między drzewami da się doszukać pozostałości budynków.
Idąc dalej wzdłuż klifu (to nie jest najwyższy punkt, tylko raczej taka duża półka skalna w połowie całego wzniesienia), znajdujemy bardzo stare tory, które są dość długie, a dalej wystają nawet podkłady!
Sporo tam takich dużych kawałków krzemienia.
Tam jest nasz cel...
Przeszliśmy na drugą stronę kamieniołomu, w oddali widać piece.
Tak przy okazji, uważajcie idąc przy urwisku, nie chcecie tam spaść, uwierzcie mi :)
Po dłuższej wędrówce natknęliśmy się na pozostałości obozu koncentracyjnego Płaszów.
Tuż nad urwiskiem możemy oglądnąć stare budynki obozu, nie zagłębialiśmy się w ten bardziej opuszczony teren, bo nie mieliśmy tego w planie, kiedyś tu wrócimy.
Budynki są w złym stanie i nie znajdziemy tu nic więcej niż gruz, ale w takich miejscach chodzi o świadomość tego co działo się tu w zeszłym stuleciu.
Klimatu tego miejsca nie da się porównać z klimatem Libanu, który znajduje się w zaciszu i jest jednak w miarę odcięty od ludzi, a te budynki znajdują się przy drodze i wcale nie wyglądają jak opuszczone, bardziej jak po prostu zdewastowane.
Żeby poczuć to miejsce, trzeba dużo o nim wiedzieć.
Tak wygląda obóz/kamieniołom Liban z KL Płaszów.
Jeden silos (chyba) jest schowany i oddalony od reszty, nie wchodziliśmy na niego, ponieważ tuż obok jest jakaś firma, a i tak byliśmy na tyle blisko, że polegaliśmy na znikomym kamuflażu (z racji słabego przygotowania).
Jeszcze dalej są takie wejścia kończące się po kilku metrach, nie wiem do czego służyły.
To koniec tej całodniowej wyprawy, zrobiliśmy wielkie koło dookoła całego obozu (oprócz zwiedzania środka) i polecam też tak pochodzić!
Miejsce jest super nawet dla początkujących eksploratorów, a osoby, które nie mają z Urbex'em nic wspólnego też spokojnie wszędzie dojdą, tylko wykluczając wspinaczkę, ale to tylko w niektórych miejscach.
Co najważniejsze, nie ma tam żadnego szemranego towarzystwa, jeśli chodzi o ludzi, jest wyjątkowo bezpiecznie.
Warto wybrać się do Libanu i poznać historię Polski!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz